Forum Forum Klasyków Strona Główna Forum Klasyków
Instytut Filologii Klasycznej UAM
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kalendarz adwentowy
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Klasyków Strona Główna -> Pogadanki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 0:39, 02 Gru 2007    Temat postu: Kalendarz adwentowy

Witajcie Kochani!

W zeszłym sezonie na naszego wspólnego maila geografów otrzymywaliśmy niejaki kalendarz adwentowy (to wyciąg z jednej z książek Gaardera, czy jakoś tak).

Kto wie, może i komuś z Was się spodoba, daj Boże

Pozdrawiam serdecznie


1 grudnia

Jak wszystkie małe dzieci, mała Elisabet uwielbiała świąteczne zakupy, kiedy razem z mamą spędzały godziny w domach towarowych. Tym razem stało się coś niezwykłego. Ze sklepowej półki zeskoczył pluszowy baranek, rozejrzał się i podreptał ku wyjściu. Elisabet wymknęła się spod czujnego oka matki, ciekawość podpowiadała, by podążać tropem baranka. Zwierzątko zgrabnie lawirowało między nogami tłumu klientów, dziewczynce było nieco trudniej. Ufff, nareszcie wyjście. Elisabet zatrzymała się z wielkim zdziwieniem na twarzyczce. Kiedy wraz z mamą wchodziła do centrum handlowego, na zewnątrz było ciemno, zimą słońce
w Norwegii zachodzi wcześnie, ale nie wiedzieć czemu, znowu zrobiło się jasno. Zaduma nie mogła trwać długo, baranek bowiem mknął dalej, nie zważając zupełnie na otoczenie. Kierował się poza rogatki miasta, ale Elisabet dzielnie dotrzymywała mu kroku. Jakiś czas później mknęli już po polnej drodze pokrytej świeżym, miękkim śniegiem. Baranek zdawał się raczej frunąć kilka centymetrów ponad jego powierzchnią, w końcu zbliżył się do sosnowego zagajnika, a wtedy zniknął z pola widzenia Elisabet.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 11:12, 02 Gru 2007    Temat postu: 2 grudnia

2 grudnia

Na twarzy małej Elisabet malowało się zmęczenie, organizm dziecka nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku, a pogoń za barankiem zdawała się nie mieć końca.
– Czy ja śnię? – pomyślała. Im dalej w głąb lasu, śniegu ubywało, a w oddali widać było polankę pokrytą zieloną trawą. Chwila zapomnienia tym razem odbyła się bez konsekwencji, baranek także się zatrzymał, skuszony głęboką zielenią trawy. Elisabet wzięła kilka głębokich wdechów i zaczęła się skradać do baranka, postawiła sobie za cel pogłaskać go po futerku, które zdawało się być jedwabiście delikatne. Jednak za każdym razem, gdy robiła ostatni krok, baranek odsuwał się.
– Tu potrzebny jest atak z zaskoczenia – pomyślała. Postanowiła rzucić się na zwierzątko, nim zdąży uskoczyć, ale niestety potknęła się o korzeń wystający z ziemi. Na twarzyczce pojawiły się łzy. Nagle między pobliskimi drzewami dostrzegła silne jasne światło.
– To niemożliwe – przetarła oczy ze zdumienia. – To anioł – rzekła. Co prawda w całym swym dotychczasowym życiu nie widziała prawdziwego anioła, ale na lekcjach religii często pokazywano dzieciom wyobrażenia aniołów na obrazkach. Małe aniołki stanowiły też stały element świątecznych dekoracji. Istota zbliżyła się do Elisabet:
– Nie lękaj się!
– Wcale się ciebie nie boję – odparła rezolutnie. Anioł pomógł jej wstać. – Chciałam tylko pogłaskać baranka, ale on mi ciągle ucieka. Dokąd mu tak spieszno?
– Do Betlejem, bo tam urodzi się Jezus. – Elisabet zdumiała się na dźwięk słów anioła, ale po krótkim namyśle stwierdziła:
– W takim razie, ja też chcę iść do Betlejem.
– To wspaniale, teraz jest nas troje, a przecież Pan powiedział, że gdzie się gromadzą w Jego imię, On jest z nimi – powiedział zadowolony anioł.
– Jak masz na imię? – zapytała Elisabet.
– Efiriel – odparł i dodał – My, anioły, nie nosimy nazwisk jak wy, ludzie. Ale nie traćmy czasu, czeka nas długa droga.
– Daleko do Betlejem? – dociekała dziewczynka.
– Bardzo daleko i całe wieki temu, ale anioły znają najkrótszą drogę.
W ten sposób mała Elisabet wyruszyła na najbardziej niezwykłą wyprawę swego życia, z dalekiej Norwegii do Betlejem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 2:38, 03 Gru 2007    Temat postu: 3 grudnia

3 grudnia

Mały baranek miał już dość brzęku aparatów kasowych i towarzyszącej zakupom paplaniny, dlatego udał się w drogę. Podążali za nim mała dziewczynka i anioł. Wkrótce las się skończył, znaleźli się na szosie prowadzącej do jakiegoś miasta.
– Efirielu, co to za miasto? – zapytała Elisabet.
– To Halden, zbliżamy się do Szwecji, a to znaczy, że kroczymy właściwą drogą, bo nasza droga do Betlejem prowadzi przez Szwecję.
Ich rozmowę przerwał warkot przejeżdżającego samochodu.
– Zabytkowy samochód – powiedziała Elisabet. – musi być bardzo stary.
– Powiedziałbym raczej, że zupełnie nowy – odparł Efiriel i zaśmiał się.
– Dotychczas sądziłam, że anioły są mądre, a ty zupełnie nie znasz się na samochodach.
– Zróbmy krótka przerwę, usiądź proszę – Efiriel pomógł Elisabet rozsadowić się na sporym kamieniu. – Już czas, byś dowiedziała się czegoś ważnego o naszej wyprawie do Betlejem. – Elisabet przybrała jak najwygodniejszą pozycję, a następnie skierowała wzrok na Efiriela. Anioł zaczął:
– Jak ci się wydaje, moja droga, co my właściwie robimy?
– Idziemy do Betlejem – odrzekła Elisabet.
– No dobrze, ale po co? – indagował anioł.
– Żeby pogłaskać baranka.
Na twarzy Efiriela pojawił się szczery, ciepły uśmiech.
– Czyli, innymi słowy, żeby celebrować narodziny Chrystusa, którego nazywa się Barankiem Bożym, ponieważ Jego czystość i niewinność przywołuje na myśl delikatne futerko jagnięcia. Właśnie dlatego nasza droga odbywa się tak jakby na dwóch płaszczyznach. Udajemy się do Betlejem sprzed dwóch tysięcy lat, bo tyle czasu upłynęło od narodzin Baranka. Naszym celem jest stać się świadkami owego cudu.
– Ale przecież podróżowanie w przeszłość jest niemożliwe.
– Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, moja droga, a ja jestem Jego wysłannikiem. Widzisz to miasto w oddali? – anioł pokazał ręką, gdzie Elisabet ma patrzeć. – To Halden na początku dwudziestego wieku.
– Aha – Elisabet doznała olśnienia. – Czyli ten samochód wcale nie był stary.
– No właśnie potwierdził anioł i uśmiechnął się zadowolony, że mała Elisabet pojmuje niezwykłość tej sytuacji.
– Mam jeszcze jedno pytanie. Skąd wiesz, że jesteśmy na początku wieku dwudziestego?
Anioł roześmiał się, na lewej ręce miał złoty zegarek. Na tarczy widniała liczba 1916.
– To niebiański wynalazek – wyjaśniał. – Nie jest, co prawda, tak dokładny jak wasze, ale godziny i minuty nie mają dla nas takiego znaczenia.
– Dlaczego?
– Bo mamy do dyspozycji całą wieczność, a to naprawdę mnóstwo czasu.
Anioł Efiriel odkrył przed Elisabet wiele rzeczy, co do których nie miała zielonego pojęcia, chociaż wielu z nich trudno było dać wiarę. Z drugiej strony wyjaśniły się wszystkie cuda z początku pogoni za barankiem, ponowne wznoszenie się słońca nad horyzontem
i zielona trawa w środku zimy. Po prostu cofała się w czasie...
– Odpoczynek na pewno dodał ci sił – powiedział Efiriel do dziewczynki – ale już czas.
– Efirielu! – krzyknęła Elisabet z podnieceniem w głosie. – Popatrz tam! Obok naszego baranka pojawiła się mała owieczka. – Efiriel jedynie skinął głową i dodał:
– Zaprawdę powiadam ci, także ona wędruje do Betlejem.
– Szu, szu, szu! – zawołała dziewczynka.
Baranek, owieczka, mała dziewczynka i anioł mknęli do Betlejem. Z każdym krokiem
i z każdą minutą zbliżali się do narodzin Chrystusa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 1:11, 04 Gru 2007    Temat postu: 4 grudnia

4 grudnia

Elisabet i Efiriel wciąż podążali za barankiem i owieczką. Gdy stanęli na niewielkim wzniesieniu, Efiriel wskazał rozległe jezioro.
– Oto Wener - wyjaśnił – największe jezioro Szwecji. Wypływa zeń rzeka Göta, my ruszymy starym traktem wzdłuż niej. – Anioł spojrzał na chronometr. – Według mojego zegarka od narodzin Jezusa upłynęło 1891 lat.
Mijali małą wioskę, ludzie tłumnie zmierzali do niewielkiego kościoła.
– Na pewno jest niedziela – powiedziała Elisabet.
Zatrzymali się na chwilę, by przyjrzeć przechodniom. Zauważył ich mały chłopiec. Stanął zdumiony, ale szybko stracił z pola widzenia owe dziwo, gdyż Efiriel dał sygnał do dalszej drogi.
– Widział nas tylko mały chłopiec – rzekła Elisabet.
– To dobrze – odparł anioł. – Im mniej ludzi nas widzi, tym lepiej. Dlatego staramy się unikać najbardziej ruchliwych miejsc.
Baranek i owieczka wypatrzyły soczyście zielone pastwisko, zatrzymały się. Ku aniołowi i dziewczynce kroczył jakiś piechur. Miał na sobie niebieską szatę, a w ręce długi, zgięty kij. Podszedł bliżej i rzekł uroczyście:
– Pokój wam, którzy wędrujecie nad Götą. Nazywam się Josza, jestem pasterzem.
– Wobec tego jesteś jednym z nas – powiedział Efiriel.
– Pójdę z wami do Ziemi Świętej, bo muszę być tam, kiedy aniołowie obwieszczą radosną nowinę o narodzinach Pana – powiedział Josza.
– Przepraszam – zwróciła się do pasterza Elisabet, delikatnie ciągnąc za niebieską szatę. Gdy Josza spojrzał w jej stronę, rzekła – Skoro jesteś prawdziwym pasterzem, to na pewno potrafisz przyprowadzić do mnie baranka. – Josza uśmiechnął się i odparł:
– Żadna to dla mnie sztuka. – Josza zbliżył się do zwierzątka, chwycił je mocno, a po chwili Elisabet głaskała je po mięciutkim futerku.
Wkrótce Josza uderzył kijem w ziemię i zawołał:
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Baranek i owieczka podążyły za pasterzem, a zaraz za nimi Efiriel i Elisabet. Dotarli do małego miasteczka. Anioł wyjaśnił, że to Kungälu, zwane dawniej Kunghälla.
– „Kunghälla” znaczy ni mniej, ni więcej, tylko „królewska skała”. To tutaj zbierali się na narady nordyccy królowie. Jednym z nich był Sigurd Jorsalfar.
Elisabet zaśmiała się na dźwięk tego imienia. Anioł pokręcił głową.
– Musisz wiedzieć, że „jorsalfar” znaczy tyle, co „wędrujący do Jerozolimy”. Sigurda obdarzono tym mianem, bo odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej, tam, gdzie narodził się Jezus.
Josza kroczył za barankiem i owieczką, anioł i dziewczynka podążali za nimi. Minęli Göteborg na początku dziewiętnastego wieku.
– Do Betlejem! – wołał Josza. – Do Betlejem!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 3:28, 05 Gru 2007    Temat postu: 5 grudnia

5 grudnia

Elisabet, baranek, anioł, owca i pastuszek biegną przez Szwecję. Mkną żwirowymi drogami i po zarośniętych ścieżkach, pośród żółtych pól i przez gęste bory. W końcu docierają do nadmorskiego miasteczka. Na jego obrzeżu wznosi się ogromny zamek.
- Jesteśmy w Halandii – powiedział Efirirel. – Miejscowość nazywa się Halmstad. Według mojego zegarka od narodzin Chrystusa minęło 1789 lat.
Pastuszek Josza upomniał ich, że muszą się spieszyć. Im dalej na południe, tym więcej spotykali równin. Wkroczyli do lasu. Josza nagle przystanął, znalazł pod brzozą uwięzioną w sidłach owieczkę.
- Pułapkę zastawiono na zająca albo na lisa – powiedział.
Pomógł owieczce się uwolnić.
- Pójdzie z nami do Betlejem.
Anioł Efiriel pokiwał twierdząco głową.
- Tak – powiedział. – Także ona jest jedną z nas.
- Bee! – zabeczało głośno zwierzątko, jakby w odpowiedzi. – Bee...
Wkroczyli do kolejnego miasta, zatrzymując się pod starym kościołem o dwóch wysokich wieżach. Anioł wyjaśnił, że to miasto nazywa się Lund. Spojrzał na magiczny zegarek.
- Jest rok 1745. Katedra stoi od wieluset lat. Na całym świecie buduje się kościoły i katedry, a wszystko dzięki dzieciątku Jezus, które narodziło się w Betlejem. Jak z małego ziarenka wyrastają łany, tak za Jego przyczyną zaczęły się mnożyć domy Boże. Wspaniałość niebieska szybko się rozprzestrzenia.
Elisabet zdziwiły słowa anioła.
- Czy możemy wejść do środka? – spytała.
Efiriel skinął głową, przekroczyli próg świątyni. Usłyszeli coś prześlicznego.
Z dużych organów wydobywały się tak niesamowicie podniosłe tony, że aż łzy zakręciły w oczach Elisabet.
Widząc to, anioł rzekł:
- Płacz, moje dziecko, płacz. Tę przecudną muzykę skomponował Jan Sebastian Bach. Wprawdzie mieszka w Niemczech, ale zna go cała Europa. Nic w tym dziwnego, bo jego muzyka jest cząstką niebiańskiej wspaniałości.
Muzykę zakłócały pobekujące owieczki i baranek z dzwoneczkiem na szyi. Zbliżał się do nich ksiądz.
- Wyjdźcie stąd! – zawołał surowo. – Katedra to nie obora dla owiec!
Wtedy wystąpił naprzód Efiriel rozłożywszy skrzydła, powiedział:
- Niech się pastor nie lęka! Proszę nie zapominać, że Jezus narodził się w stajence i nazywano go dobrym pasterzem.
Mężczyzna padł na ziemię przerażony, splótł dłonie.
- Chwała na wysokościach Bogu! – wykrzyknął.
Anioł dał znak, by opuścili kościół.
- Takich chwil nie należy przeciągać – wyjaśnił. – Być może pastor napisze do biskupa, a wówczas mogą roznieść się pogłoski o cudzie w Lundzie. Pewne jest, że biskup powinien przypomnieć podwładnemu, że „pastor” znaczy ni mniej, ni więcej, jak „pasterz owieczek”.
Tymczasem Josza uderzył kijem w ścianę katedry.
- Do Betlejem! Do Betlejem!
Ruszyli w dalszą drogę, wtem pojawiło się dwóch żołnierzy na koniach. Krzyknęli gromko:
- Stać!
Ale zanim zdążyli pochwycić Joszę, rozwiali się jak mgła. Elisabet otworzyła usta ze zdumienia.
- Zniknęli! – krzyknęła.
- Niezupełnie – powiedział anioł. – To raczej my zniknęliśmy im z oczu. Pamiętaj, że poruszamy się jednocześnie dwiema drogami. Jedna wiedzie na południe, do miasta Betlejem w Judei. Druga cofa nas w czasie, dopóki nie znajdziemy się w Mieście Dawidowym w chwili narodzin Jezusa. To niezwykły sposób podróżowania, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Bo nadszedł czas, a czas się wypełnił i przeminęły pokolenia. A droga do Betlejem jest jedna.
W oddali połyskiwało morze. Chwilę później stanęli na wyludnionym brzegu.
- To Øresund – wyjaśnił Efiriel. – Jest 1703 rok od narodzin Chrystusa. Musimy przeprawić się do Danii.
- Tam jest łódka – powiedział Josza.
Weszli na pokład, najpierw owieczki, potem Elisabet i Efiriel. Josza odepchnął łódkę od brzegu i wskoczył w ostatniej chwili. Anioł wiosłował z wielkim zapałem, niebawem w oddali ukazał się drugi brzeg. Wówczas Josza powiedział:
- Widzę Danię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 1:18, 06 Gru 2007    Temat postu: 6 grudnia

Kochani, Zacne Panie naszego instytutu, Wy, dzięki którym Święty Mikołaj wciąż istnieje oraz wszyscy, którzy nie łapiecie się do żadnej z powyższych , witajcie!

Przyjmijcie najserdeczniejsze pozdrowienia mikołajkowe, niechaj nie tylko tego dnia trwa, a nie ustaje, powszechna radość, życzliwość i zrozumienie.
Każde a Was bowiem stanowi cząstkę Bożej Wspaniałości.

W prezencie mam dla Was tylko trochę serca Sad

Bądźcie po stokroć albo, a co mi tam, po miliardokroć wywyższeni.

Uniżony sługa Waszych Mości

AL



6 grudnia

Gdy łódź dotarła do duńskiego brzegu, na spotkanie pielgrzymom wyszedł Murzyn. Pierwsza spostrzegła go Elisabet. Efiriel, tyłem odwrócony do brzegu, zajęty był wiosłowaniem, Josza zaś musiał czuwać nad stadkiem.
− Tam stoi Murzyn – powiedziała.
Anioł obejrzał się.
− On jest jednym z nas.
Mężczyzna miał na sobie ciemną pelerynę ze złotymi guzikami, czerwone spodnie i buty z owczej skóry. Zbliżywszy się do nich, pomógł wyciągnąć łódkę na brzeg. Jako pierwsze wyskoczyły owieczki, a po chwili wszyscy stali na lądzie.
Wytworny jegomość pokłonił się nisko i ująwszy dłoń Elisabet, powiedział:
− Bądź pozdrowiona, moje dziecko. Witaj na Zelandii. Jestem Kacper z Nubii.
− A ja Elisabet – przedstawiła się i dygnęła.
Na chwilę zapanowało milczenie, Elisabet nie wiedziała, czy może tak po prostu rozmawiać z wyglądającym na króla przybyszem. Efiriel przerwał milczenie słowami:
− To jeden z trzech mędrców ze Wschodu.
− Czyli jeden z trzech królów – dodał Josza.
Te słowa wcale nie przerwały zakłopotania dziewczynki. Widząc to, Kacper postanowił odezwać się pierwszy.
− Cała przyjemność po mojej stronie Øresundu. Dotarłem do brzegu w roku pańskim 1701, kręciło się tu kilku rybaków, którzy na mój widok przerazili się tak bardzo, że musiałem cofnąć się o krok, tak trafiłem do roku 1700. Potem nadjechali dwaj żołnierze, także oni przerazili się, widząc mnie. Rzadko widuje się coś takiego, a przecież przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Niełatwo je zmienić, temu zrobiłem kolejny krok wstecz, do roku 1699 i od tej pory czekam na was. Nie uciekałem już ani przed ludźmi, ani przed zwierzętami, a przed Słońcem, Księżycem i gwiazdami nie musiałem się ukrywać, ponieważ one, choćby z powodu swego usytuowania bliżej Boga, nigdy by sobie nie pozwoliły na obgadywanie ludzi żyjących na Ziemi.
Elisabet nie wszystko zrozumiała, ale wiedziała, że ma do czynienia z prawdziwym mędrcem. Tymczasem Josza dał sygnał do drogi:
− Do Betlejem! Do Betlejem!
Pielgrzymi ruszyli. Trzy owieczki, Josza, król Kacper, a na końcu Elisabet z Efirielem. Niebawem dotarli do Kopenhagi. Zatrzymali się pod kościołem i wieżą w sercu duńskiej stolicy.
− Oto Okrągła Wieża – powiedział Efiriel. – Król Krystian kazał wznieść ją przy kościele Świętej Trójcy. Służyła nie tylko jako ozdoba świątyni, król kazał też zaaranżować w niej obserwatorium astronomiczne.
− Dziwne połączenie – powiedziała Elisabet.
Mędrzec pokręcił głową.
− Gwiazdy to także dzieło Boga. Dlatego ich studiowanie można przyjąć jako służbę Panu. Nie ma tu jednak pustyni i wielbłądów.
Elisabet zdumiona spojrzała na mędrca, a on ciągnął dalej:
− Zdaniem wszystkich świętych królów najlepiej śledzić gwiazdy na pustyni, ze grzbietu wielbłąda. Przypomina to siedzenie w obserwatorium, z tą różnicą, że wielbłąd może się przemieszczać niczym wieża po szachownicy. Jedyne, co sprawia mu trudność, to przejście przez ucho igielne.
Kacper zaniemówił na chwilę, w głowie Elisabet pojawiło się wiele niewiadomych. Po chwili zaczął znowu:
− Wadą takich wież jest ich nieruchomość. Musimy wiedzieć, że istnieją dwa sposoby osiągnięcia mądrości. Pierwszym jest podróżowanie po świecie i uważne przyglądanie się dziełu Boga, a drugim – zapuszczenie korzeni w jednym miejscu i dokładna obserwacja wszystkiego, co się dzieje wokół. Niestety nie da się połączyć obu sposobów.
Elisabet nie mogła wyjść z podziwu, zaczęła bić brawo, zawtórowali jej anioł z pasterzem. Uznała, że odkrywczość sądów, wywołujących taki poklask musi być czymś niezwykle przyjemnym.
Święty król chyba czytał w jej myślach:
− Odkrywczość sądów przypomina przebywanie w cyrku. Nie chodzi bynajmniej o klownów ani o słonie, ale o prawdziwy cyrk myśli.
Josza uderzył kijem o bruk:
− Do Betlejem! Do Betlejem!
Pielgrzymi dotarli niebawem do miasta Korsør. Efiriel wyjaśnił, że leży ono nad Wielkim Bełtem, czyli cieśniną oddzielającą Zelandię od Fionii.
Tymczasem Josza dostrzegł dużą łódź u nabrzeża.
– Pożyczymy ją – powiedział. – Musimy się pospieszyć, niedługo minie tysiąc sześćset lat od narodzin Jezusa.
Gdy Elisabet zapytała Efiriela, czy przypadkiem nie dopuszczają się kradzieży, anioł przypomniał jej, że Jezus wjeżdżał do Jerozolimy na pożyczonym osiołku.


PS Aha, i nie zapomnijcie o obchodach dnia niepodległości Finlandii
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 2:27, 07 Gru 2007    Temat postu: 7 grudnia

7 grudnia

Anioł Efiriel i król murzyński Kacper przewieźli Elisabet, pastuszka Joszę i trzy owieczki przez Wielki Bełt.
– Schodzimy na ląd – powiedział Efiriel. – Jesteśmy na Fionii. Od narodzin Jezusa w Betlejem minęło równo 1599 lat.
Z nabrzeża skierowali się ku pobliskiemu wzniesieniu, na którym stała potężna twierdza, otoczona wałami i fosą.
– To zamek Nyborg – wyjaśnił anioł. – Stoimy przed najstarszą twierdzą
w Skandynawii.
Elisabet wskazała na jeden z wałów.
– O, tam się pasie owieczka.
Efiriel skinął głową.
– Jest jedną z nas.
Wbiegli na skarpę. Spomiędzy zabudowań zamkowych wyłonił się żołnierz. Podniósłszy włócznię, krzyknął:
– Złodzieje owiec!
Chwilę później zbiegło się kilku kolejnych żołnierzy. Podszedł do nich Efiriel. Ze strachu upadli na ziemię i ukryli głowy w dłoniach.
– Nie lękajcie się – przemówił łagodnie anioł. – Albowiem przynoszę wam radosną nowinę. Ta owieczka powędruje z nami do Ziemi Świętej, gdzie narodzi się Jezus.
Owieczka dołączyła do stadka, zupełnie jakby od początku w nim była. Josza uderzył pastuszym kijem w skarpę i zawołał:
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Pobiegli przez zieloną wyspę. Minęli miasto o wąziutkich zaułkach i niskich domach. Na jego peryferiach stał stary kościół z czworokątną wieżą.
– To katedra w Odense – powiedział anioł. – Mamy rok 1537 po Chrystusie. Od tej pory będzie się wydawać Biblię we wszystkich językach świata, żeby wszyscy mogli czytać
o Jezusie, bo właśnie w tych dniach wynaleziono druk.
Król murzyński Kacper przysłuchiwał się słowom anioła.
– Parę lat temu – powiedział – polski astronom Kopernik ogłosił, że Ziemia jest okrągła i obraca się dookoła Słońca. Dla mędrców nie było to niczym nowym, ale większość uznała to za fascynujące odkrycie. Marynarze mogli teraz opływać Ziemię. Spokój amerykańskich Indian zakłócili Europejczycy. Według opinii świętych królów byłoby lepiej, gdyby się trzymali statków pustyni. Bo nie ma spokojniejszych zwierząt nad wielbłądy, a przesłaniem Bożego Narodzenia jest pokój.
Josza uderzył kijem w ziemię:
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Droga wiodła pośród niewielkich wzniesień.
– Te pagórki Duńczycy nazwali Fiońskimi Alpami, a jeden ze szczytów nazwali nawet Niebiańską Górą. W niebie zawsze poczytywaliśmy to za lekką przesadę.
Kacper znowu włączył się do dyskusji.
– Trzeba się cieszyć z tego, co się ma, to bardzo ważne. Choćby się miało odrobinę, zawsze będzie to nieskończenie więcej niż nic.
– Gdyby kula ziemska była okrągła jak piłka – powiedziała po głębokim namyśle Elisabet – nie byłoby na niej ani jednej góry. I wtedy nawet sterta kamieni, jeśli byłaby jedyna na świecie, fascynowałaby tak samo, jak Mount Everest.
– Sama widzisz, jak zaraźliwe są mądre myśli – powiedział Kacper. – Przystajesz z mędrcem od niedawna, a już posiadłaś odrobinę niebiańskiej mądrości. Brawo!
Elisabet poczuła kolejny przypływ mądrości i rzekła:
– A gdyby Ziemia była tak mała jak Księżyc, nikomu by nie przeszkadzało, że nie jest większa.
– To prawda. Nawet gdyby Ziemia miała wielkość ziarnka grochu, byłaby równie wielka zagadką. A skąd się wzięło ziarnko grochu? Ono również musiało być dziełem Boga. Stworzenie grochu nie jest bynajmniej prostsze niż stworzenie Układu Słonecznego.
Elisabet uznała to za lekką przesadę. Bo przecież gdyby Ziemia nie była większa od ziarnka grochu, nie zmieściliby się na niej Adam i Ewa.
Mędrzec przeczuwając wątpliwości Elisabet, czym prędzej dodał:
– Gdyby na świecie była tylko jedna gwiazda, wzbudzałaby tyle samo zachwytu, co wszystkie inne gwiazdy razem wzięte. Nikt nie narzeka, że jest jeden Księżyc. Przeciwnie. Gdyby istniały setki Księżyców, tylko by sobie przeszkadzały. Od nadmiaru można oślepnąć. Dlatego zdarza się, że chodząc pod rozgwieżdżonym niebem, nie widzimy ani jednej gwiazdy.
Racja, pomyślała Elisabet…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 1:01, 08 Gru 2007    Temat postu: 8 grudnia

8 grudnia

Jednego z ostatnich dni roku 1499 z łodzi, która przepłynęła Mały Bełt i przybiła do Jutlandii, wychodzą cztery owieczki, pastuszek, święty król i mała dziewczynka z Norwegii.
− Co za szczęście – krzyknął Kacper, gdy już stanęli na lądzie.
− Tak, dużo czasu upłynie do następnego razu – zauważył Josza.
A anioł Efiriel:
− Zaprawdę powiadam wam, nim dotrzemy do Betlejem, czeka nas to tylko jeden raz.
Wszyscy trzej byli zgodni, jedynie mała Elisabet nie miała pojęcia, o czym rozmawiają.
− Czy do Betlejem nie jest ciągle okropnie daleko? – spytała.
− Owszem, daleko – przyznał Efiriel – ale jeszcze tylko raz będziemy się przeprawiać łodzią przez morze. U wybrzeży Morza Czarnego.
Pastuszek Josza uderzył kijem w ziemię.
− Do Betlejem! Do Betlejem!
Wspięli się na niewielkie wzniesienie, z którego roztaczał się wspaniały widok. Jak okiem sięgnąć, wszędzie rosły kwiaty. Był początek lata.
− Spójrzcie, jakie śliczne! – zawołała Elisabet.
− To cząstka niebiańskiej wspaniałości, która zabłąkała się na ziemię – z tajemniczą miną powiedział anioł. – W niebie jest jej tyle, że łatwo się rozprzestrzenia.
Elisabet wzięła sobie te słowa do serca.
Nagle pastuszek zatrzymał się.
− Nie ma baranka!
Baranek z dzwoneczkiem u szyi, który kiedyś uciekł od zgiełku domu towarowego, jakby się zapadł pod ziemię.
Josza pokręcił głową.
− Są bielutkie i śliczne, prawdziwa radość dla oczu, ale bywają okropnie niesforne i bardzo trudno je okiełznać. Założenie dzwoneczka nie zawsze pomaga. Patrzy człowiek na jednego baranka, a tymczasem drugi gdzieś czmycha. A jak się znajdzie tego drugiego, pierwszy korzysta z okazji i daje drapaka. Zawód pasterza to ciężka praca. Zwłaszcza kiedy trzeba doprowadzić całe stadko aż do Betlejem. Muszę zostawić inne owce i poszukać zguby.
W oczach Elisabet zakręciły łzy. Tymczasem, nim pastuszek ruszył na poszukiwania,
z oddali wyłonił się jakiś człowiek, ubrany tak samo jak Josza, który niósł na rękach... baranka.
− Jesteś jednym z nas – powiedział Efiriel.
Mężczyzna położył baranka u stóp Elisabet, po czym wyciągnąwszy rękę do Joszy, rzekł:
− Jestem Jakub, drugi pasterz na ziemi. Przejmę część odpowiedzialności za stadko, które biegnie do Betlejem powitać nowego króla, który narodzi się w Mieście Dawidowym.
Josza uderzył kijem w ziemię:
− Do Betlejem! Do Betlejem!
I ruszyli. Za stadkiem podążali dwaj pasterze, a za nimi król murzyński Kacper, anioł Efiriel i Elisabet.
Gdy mijali stare miasto handlowe Flensburg, anioł rzekł:
− Jest rok 1402 od narodzin Chrystusa. Niedługo przekroczymy granicę z Niemcami i zanurzymy się w głębokie średniowiecze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 1:37, 09 Gru 2007    Temat postu: 9 grudnia

9 grudnia

Jest rok 1378 od narodzin Chrystusa. Do miasta Hamburg wbiegają trzy święte owieczki i baranek. Za stadkiem pędzi dwóch pastuszków. Nieco z tyłu podążają: król murzyński, mała dziewczynka i anioł, który frunie kilka centymetrów ponad ziemią.
Jest niedziela, kilka osób zmierza do kościoła Świętego Jakuba na poranną mszę. Na widok pielgrzymów szeroko rozkładają ręce. Ktoś przesłania dłonią oczy, a ktoś inny mówi:
─ Bogu niech będzie chwała.
Nieco wcześniej, podobne zdarzenie miało miejsce w Hanowerze. Był rok 1351. Po Niemczech i innych krajach Europy przetoczyła się straszliwa zaraza, która pochłonęła życie wielu ludzi. W poniedziałek na dużym placu targowym krzątają się chłopi w starych, znoszonych ubraniach z samodziału i przekupki w grubych spódnicach. Wykładają towary, niedługo otworzą stragany. Każdy stracił kogoś bliskiego.
Wtem na plac wbiega stado owiec. Za owcami podąża korowód. Są tam pastuszkowie i czarnoskóry mężczyzna w niezwykłym stroju, biała postać ze skrzydłami na plecach i, na samym końcu, mała dziewczynka. Elisabet potyka się o dyszel wózka wyładowanego kapustą i pada jak długa, reszta jej towarzyszy spokojnie opuszcza targowisko. Dziewczynka rozpłakała się. Drugi raz podczas długiej wędrówki no południe przewróciła się i potłukła. Straciła z oczu pielgrzymkę i znalazła się pośród nieznanych sobie ludzi. Była nie tylko w obcy m kraju, ale także w obcym stuleciu.
Wystraszeni przekupnie otoczyli Elisabet. Jakiś chłop szturchnął ją butem, starsza kobiecina pomogła wstać.
─ Idę do Betlejem mówi Elisabet.
A przekupka:
─ Hameln? Hameln?
─ Nie! Nie! – z płaczem zaprzecza Elisabet. – Do Betlejem!
W tym momencie na plac zlatuje anioł. Elisabet wyciąga ku niemu ręce.
─ Efiriel!
Ludzie padają wystraszeni na ziemię, wówczas anioł unosi Elisabet, przelatują nad iglicą kościoła i rozpływają się w powietrzu. Po chwili stają na drodze za miastem, czekają tam owce, pastuszkowie i król murzyński Kacper.
─ A co, nie mówiłem? – zaśmiał się Josza. – Kiedy któraś z owiec gdzieś się zabłąka, pasterz zostawia stado, żeby odnaleźć zgubę.
I uderzył kijem w ziemię.
─ Do Betlejem! Do Betlejem!
Wkrótce zobaczyli miasto nad rzeką.
─ To Hameln – wyjaśnił Efiriel. – Rzeka to Wezera. Jest rok 1304. Parę lat temu doszło tutaj do okropnego nieszczęścia. No cóż... mieszkańcy sami sobie byli winni, bo złamali solenną obietnicę.
─ A co się stało? – spytała Elisabet.
─ Hameln od dłuższego czasu nękały szczury. Pewnego dnia przybył szczurołap, który obiecał pozbyć się gryzoni w zamian za dużą nagrodę. Dźwięk jego czarodziejskiej fujarki wabił szczury, wyprowadził je z Hameln do rzeki, gdzie się potopiły.
─ Co było dalej?
─ Mieszkańcy nie dotrzymali obietnicy i nie otrzymał nagrody.
─ I co on wtedy zrobił?
─ Znowu zagrał na magicznym instrumencie, lecz tym razem podążyły za nim wszystkie dzieci. Zaprowadził je do wnętrza góry i od tamtej pory nikt już ich nie widział.
Elisabet pojęła, że przekupka z Hanoweru wzięła ją za jedno z tych dzieci.
Końcu ruszyli dalej, pomknęli przez Europę i zanurzyli się jeszcze głębiej w historię, a po drodze do stadka przyłączyła się nowa owieczka. Było ich teraz pięć.
Pastuszek Josza uderzył kijem w ziemię.
─ Do Betlejem! Do Betlejem!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 1:01, 10 Gru 2007    Temat postu: 10 grudnia

10 grudnia

Działo się to w Paderbornie u schyłku trzynastego wieku. Przez miasteczko położone w połowie drogi między Hanowerem i Kolonią truchta niesforne stadko owiec, za którym podążają dwaj pastuszkowie, jeden król murzyński, jedna mała dziewczynka oraz jeden anioł o rozpostartych skrzydłach.
Jest wczesny ranek, mieszkańcy jeszcze śpią. Pielgrzymi zatrzymują się przed kościołem w środku miasta.
─ To kościół Świętego Bartłomieja – wyjaśnił Efiriel. – Wzniesiono go w jedenastym wieku i nazwano imieniem jednego z dwunastu. O Bartłomieju powiada się, że dotarł aż do Indii, żeby tam głosić prawdę o Jezusie.
Nagle Elisabet spostrzegła coś dziwnego.
─ Tam na górze siedzi biały ptak – powiedziała, wskazując na iglicę kościelnej wieży.
Przez twarz anioła przemknął uśmiech. Parę sekund później coś, co Elisabet wzięła za ptaka, sfrunęło do pielgrzymów. Elisabet już wiedziała, że na wieży siedział anioł. Młody anioł, nie większy od Elisabet.
─ Jestem Umuriel! – krzyknął radośnie. Miotał się jak postrzeleniec, w końcu spojrzał na Efiriela i powiedział:
─ Czekałem ćwierć wieczności.
Kacper zamyślił się głęboko, po czym odchrząknął, dając do zrozumienia, że coś mu leży na wątrobie.
─ Ćwierć wieczności – rzekł w końcu. – Czyli około sześćdziesięciu sześciu tysięcy dwustu osiemdziesięciu dziewięciu lat... albo około stu pięćdziesięciu sześciu tysięcy czterystu dziewięćdziesięciu ośmiu lat... albo raczej czterysta trzydzieści dziewięć milionów osiemset jedenaście tysięcy dziewięćset siedemdziesiąt siedem lat i cztery sekundy... a może nawet trochę więcej. Niełatwo jest bowiem określić, ile trwa ćwierć wieczności. Trzeba znać długość całej wieczności, żeby móc ją podzielić przez cztery, a obliczenie czasu trwania wieczności jest arcytrudne. Bez względu na to, jaką się przyjmie liczbę, wieczność będzie dłuższa. Dlatego można powiedzieć, że ćwierć wieczności równa się całej wieczności. Nawet tysięczna jej część jest w gruncie rzeczy tym samym, co całość. Trudno to pojąć, ponieważ obliczanie połowy lub całej wieczności stanowi wyłączną domenę nieba.
Aniołek Umuriel spojrzał na mędrca z dezaprobatą.
─ Tak czy inaczej, siedziałem na czubku wieży bardzo długo – powiedział.
By nie dopuścić do niepotrzebnej wymiany zdań, pastuszek Josza uderzył swym kijem o bruk i zawołał:
─ Do Betlejem! Do Betlejem!
Opuścili miasteczko. Przed stadkiem mknął Umuriel. Tym sposobem pielgrzymów chroniło dwóch anielskich strażników.
Mijali dużo miast i wiosek, ale zatrzymali się dopiero w starym rzymskim grodzie Kolonia, nad brzegiem Renu.
─ Na anielskim zegarku jest rok 1272 po Chrystusie – zaczął Efiriel. - Właśnie zaczęto wznosić katedrę, ale upłyną wieki, nim zostanie ukończona.
Pastuszek Josza uderzył kijem.
─ Do Betlejem! Do Betlejem!
Ledwie ruszyli, z przodu rozległ się cieniutki głos Umuriela.
─ Wdechowa przyroda! – pisnął. – Będziemy pędzili przez fantastyczną dolinę Renu. Są tu pałace i zamki, rozległe winnice i gotyckie katedry.
Dolina zwężała się coraz bardziej, potężniały góry. Na rzece pływały promy.
Nagle Elisabet zwróciła się do Efiriela z zapytaniem, czy zna aniołka Umuriela. Efiriel roześmiał się do rozpuku.
─ Wszystkie anioły znają się całą wieczność – powiedział.
─ Dużo was tam jest? – dociekała Elisabet.
─ O tak, cała armia.
─ No to jak się możecie wszyscy znać?
─ Mieliśmy na to całą wieczność. Wieczność, jak już wiesz, to bardzo długo.
Efiriel przez chwilę zbierał myśli.
─ Na trzygodzinne spotkanie nie powinnaś zapraszać więcej niż pięć lub sześć osób, jeśli chcesz, by wszyscy mogli ze sobą porozmawiać. Ale jeśli takie spotkanie trwa trzy dni
i trzy noce, z powodzeniem można zaprosić nawet pięćdziesiąt osób.
─ No i...?
Anioł rozłożył ramiona.
─ Niebiańskie spotkanie trwa wiecznie.
Elisabet miała już wprawdzie jakieś pojęcie o życiu niebie, ale chciała wiedzieć więcej.
─ Czy każdy anioł ma imię?
─ Ależ oczywiście. Inaczej nie moglibyśmy siebie wołać.
Efiriel zaczął wymieniać imiona aniołów.
─ Ariel, Berkel, Curruciel, Daniel, Efiriel, Fabiel, Gabriel, Hammurabiel, Immanuel, Joakiel, Kakaduriel...
─ Wystarczy – przerwała Elisabet. – Ile czasu zajęłoby wyliczenie wszystkich imion?
─ Pewnie całe wieki.
─ Jak udało się wam wymyślić tyle imion, które kończą się na „–el”?
─ Wyobraźnia Boża jest równie nieprzebrana jak nieprzebrane są gwiazdy na niebie. Wśród aniołów, podobnie jak wśród ludzi, nie znajdzie się dwóch identycznych osobników. Można natomiast zrobić tysiące takich samych maszyn. Jest to jednak dziecinnie proste, nawet człowiek się z tym upora.
Na zakończenie Efiriel powiedział coś, co Elisabet wzięła sobie do serca.
─ Każdy człowiek na ziemi jest jak dzieło Stworzenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 1:06, 11 Gru 2007    Temat postu: 11 grudnia

11 grudnia

W roku 1190 od narodzin Chrystusa przez dolinę Renu mknie pięć owieczek, dwóch pastuszków, dwa anioły, święty król i dziewczynka z Norwegii. Po drugiej stronie rzeki piętrzy się kościelna wieża. To, jak wyjaśnił anioł Efiriel, katedra w Mainzu.
Pielgrzymi przystanęli na krotką naradę.
– Musimy się przeprawić przez rzekę – uznał Josza. – Szkoda tylko, że znów wystraszymy jakiegoś przewoźnika.
– Postarajmy się załatwić to nieco delikatniej – powiedział Efiriel.
Nagle ożywił się aniołek Umuriel.
– O, tam jest łódź! – wykrzyknął.
W następnej sekundzie był już w drodze nad brzeg, gdzie nagabywał jakiegoś mężczyznę.
– Czy mógłbyś nas przewieźć? Podążamy do Betlejem, bardzo się nam spieszy, musimy zdążyć na narodziny Jezusa.
Efiriel pokręcił głową. Zbliżył się do Umuriela i powiedział z naganą w głosie:
– Ile razy mam ci powtarzać, że na początku trzeba mówić: „Nie lękaj się”?
Ale przewoźnik, wyjątkowo elegancki, w długiej czerwonej szacie, w ogóle się nie przeląkł. Odwrócił się ku Elisabet Elisabet powiedział:
– Witaj, na imię mam Baltazar, jestem drugim mędrcem, królem Saby. Udaję się tam, dokąd i wy.
– Wobec tego, jesteś jednym z nas – oznajmił Efiriel, który mimo wszystko musiał skarcić aniołka Umuriela. – Tym razem miałeś szczęście. Zawsze jednak musisz mówić na początku: „Nie lękaj się”. Na widok anioła Pańskiego wielu ludzi ogarnia bowiem niesamowity strach, zwłaszcza, gdy wymachujemy skrzydłami.
– Przepraszam – szepnął Umuriel.
– No, już dobrze.
– Ale czy to nie dziwne, że się nas boją? – zapytał aniołek. Jak dotąd nawet kota nie przeraziłem. Wręcz przeciwnie. Sam nie wiem, ilu kotom pomogłem zejść z drzewa. Tylko ludzi ogarnia paniczny lęk.
Tymczasem mędrcy padli sobie w objęcia.
– Nie widzieliśmy się kopę lat – powiedział Kacper.
– I szmat drogi stąd – przyznał drugi.
– Ogromnie się cieszę.
Pielgrzymi rozsadowili się w łodzi. Do wioseł zasiedli święci królowie. Na drugim brzegu ujrzeli piękną katedrę.
– Za zegarku jest 1186 rok po Chrystusie – powiedział Efiriel. – Prace nad budową kościoła rozpoczęto przeszło dwieście lat temu. Po tysiącu latach jedno ziarno wydało na świat całe łany kościołów i katedr.
– Całe łany – powtórzył Umuriel. – Ciekawe, ile kamieni i drewna zużyto ku czci narodzin Jezusa. Nie wspominając już o całej masie upieczonych ciasteczek i prezentach. Boże Narodzenie to największe na świecie przyjęcie urodzinowe, na którym są wszyscy ludzie na tej ziemi. Dlatego trwa od tysięcy lat.
Josza uderzył pastuszym kijem w ziemię.
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Pomknęli zachodnim brzegiem Renu. Natknęli się na samotnego jeźdźca, żołnierza wracającego z nocnego zwiadu. Aniołek Umuriel czym prędzej do niego podfrunął i powiedział:
– Nie lękaj się! Nie lękaj się! Nie lękaj się!
Żołnierz bardzo się przestraszył. Spiął konia ostrogami i pogalopował za najbliższy róg niskiego domu.
Efiriel znowu musiał pouczyć aniołka.
– Wystarczy, że powiesz to tylko raz, ale łagodnie, niebiańsko wyciszonym głosem. Nie zaszkodziłoby przy tym opuścić ramiona, żeby każdy widział, że nie nosimy broni.
Mędrzec Baltazar wskazał na katedrę o sześciu wieżach.
– Zawsze i wszędzie wyciągali ręce do Boga – powiedział. – Kościelne wieże też celują w niebo, ale one trwają o niebo dłużej.
Pastuszkowie pochylili się z czcią, słysząc te mądre słowa. Elisabet wzięła je sobie do serca, bo dobrze wiedziała, co Baltazar ma na myśli.
W Bazylei, na południowym brzegu Renu, znów stanęli przed katedrą.
– Od narodzin Jezusa minęło 1119 lat – powiedział Efiriel. – Ta pięcionawowa katedra właśnie obchodzi jubileusz stulecia. Od wieluset lat Bazylea to ważny punkt dla podróżujących przez Alpy.
– Do Betlejem! – zawołał pastuszek Josza i uderzył kijem w ziemię. – Do Betlejem!


Ostatnio zmieniony przez bazakbal dnia Wto 1:07, 11 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 1:04, 12 Gru 2007    Temat postu: 12 grudnia

12 grudnia

Pielgrzymi spieszyli do Betlejem, nad stadkiem trzepotał aniołek Umuriel. Minęli jezioro Bieler i wiele, wiele innych. Największe i najpiękniejsze z nich było jezioro Genewskie. Elisabet nie widziała dotychczas czegoś równie przejrzystego. Przypominało do złudzenia skrawek nieba.
Wbiegli na stary nadrzeczny szlak w głębokiej dolinie. Efiriel wyjaśnił, że to rzeka Rodan, której wody płyną przez Jezioro Genewskie i dalej, aż do Morza Śródziemnego.
Zatrzymali się pod klasztorem Świętego Maurycego. Zewsząd otaczały ich góry o ośnieżonych wierzchołkach.
– Na zegarku jest rok 1079 po Chrystusie – powiedział Efiriel. – Mnisi mieszkają tu już od siódmego wieku, oddając cześć Bogu i Jego dziełu. Klasztor wzniesiono wokół grobu świętego Maurycego, który zginął w roku 285, ponieważ nie chciał składać hołdów rzymskim bożkom.
Ledwie skończył mówić, a z klasztoru wyłonił się mnich. Przywitał ich skinieniem głowy i powiedział:
– Gloria Dei!
Dopiero kiedy spostrzegł dwa anioły, ukląkł.
– Alleluja! Alleluja!
Najwyraźniej mnisi nie przywykli do odwiedzin aniołów, mimo że położony wysoko w górach klasztor prawie z nimi sąsiadował.
Umuriel uniósł się nad ziemię i przemówił aksamitnym głosem:
– Nie lękaj się. Idziemy do Betlejem pokłonić się Jezusowi.
Do mnicha podszedł król Kacper z Nubii.
– Pokój niech będzie tobie i twojemu klasztorowi. Tak jak powiedział anioł, idziemy do Ziemi Świętej, by pokłonić się Królowi Królów w Mieście Dawidowym, Betlejem.
Po tych słowach ruszyli dalej.
Powietrze było tak rzadkie i czyste, że Elisabet zaczęła się zastanawiać, czy aby nie wędrują prosto do nieba.
Na szczycie przełęczy stał duży dom.
– Na anielskim zegarku jest rok 1045 po Chrystusie – powiedział Efiriel. – W tym domu mieści się schronisko dla wędrowców. Bardzo niedawno wzniósł je Bernard z Mentony. Od tej chwili po wsze czasy będą tu mieszkać benedyktyni, niosąc pomoc wszystkim, którzy zabłądzą w górach. A za pomocników będą mieć psy bernardyny.
– Właśnie! – krzyknął Umuriel. – Bo Jezus chciał nauczyć ludzi, żeby sobie pomagali w potrzebie. Raz opowiedział o pewnym człowieku, który szedł z Jerozolimy do Jerycha i napadli go zbójcy. Leżał półżywy na drodze, a księża przechodzący tamtędy w ogóle się nie zainteresowali biedakiem, mimo ze był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zdanie Jezusa niewielki jest sens w byciu księdzem, jeśli się nie pomaga potrzebującym. Równie dobrze można wtedy zrezygnować z pobożnych modłów.
Elisabet pokiwała głową, a Umuriel kontynuował:
– Aż nadszedł Samarytanin. A Samarytanie nie byli w Judei szczególnie szanowani, bo wyznawali trochę inną wiarę niż Żydzi. Samarytanin okazał miłosierdzie i pomógł nieszczęśnikowi, ratując go od niechybnej śmierci. Słuszne poglądy nic nie są warte, jeśli nie przejawiają się w niesieniu pomocy bliźnim.
Elisabet znów pokiwała głową i wzięła sobie do serca słowa aniołka.
Na rozwidleniu przełęczy stał jakiś człowiek z dużym plakatem w dłoni. Miał na sobie długą czerwona szatę. Na plakacie widniał napis: „DO BETLEJEM" i strzałka wskazująca kierunek.
– Żywy drogowskaz! – zawołała Elisabet.
Efiriel przytaknął.
– Zaprawdę powiadam ci, że ten drogowskaz jest jednym z nas.
Mężczyzna zbliżył się do Elisabet, podał jej rękę i powiedział:
– Do usług, przyjaciele! Jestem Kwiryniusz, namiestnik Syrii. Dixi.
Efiriel wyjaśnił, że dixi to łacińskie słowo oznaczające tyle, co”rzekłem”. Kwiryniusz kontynuował:
– Chciałbym ci podziękować – zwrócił się do Elisabet ze łzą w oku. – Dziękuje tobie i wam wszystkim... że taki stary Rzymianin jak ja... też może przyłączyć się do waszej świętej gromadki... udającej się do Betlejem. To przecież ty pobiegłaś za błogosławionym barankiem, który nie miał już siły wysłuchiwać sklepowej paplaniny w hali targowej. Dixi! Dixi! Dixi!
Elisabet popatrzyła się na Efiriela i uśmiechnęła się.
Josza uderzył pastuszym kijem o kamienie.
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 1:19, 13 Gru 2007    Temat postu: 13 grudnia

13 grudnia


Stromymi stokami Alp, z przełęczy Świętego Bernard, biegnie pięć owieczek. Za nimi pomykają dwaj pasterze, dwaj mędrcy, dwa anioły, namiestnik rzymski i mała dziewczynka. W każdym miejscu są nie dłużej niż pół sekundy, ponieważ pędząc ku dolinie Aosty i północnym Włochom, jednocześnie cofają się w czasie. Ich szlak prowadzi z Norwegii do Miasta Dawidowego, Betlejem.
Nic więc dziwnego, że pewnego czerwcowego dnia roku 998 grupka mnichów idąca od doliny Aosty widzi ich jedynie przelotnie, jakby na sekundę lub dwie na niebie zajaśniała błyskawica, zalewająca ziemię powodzią światła...
– Popatrzcie! – krzyknął jeden z mnichów.
– Na co? – zdziwił się drugi.
– Zauważyłem wędrowców schodzących w dolinę. Byli tam ludzie i zwierzęta, a na końcu biegła dziewczynka w towarzystwie anioła.
– Ja też ich widziałem – włączył się do rozmowy trzeci mnich. – Przypominali zastęp niebieski.
Czwarty mnich, który niczego nie dostrzegł, bo w momencie pojawienia się pielgrzymów podziwiał alpejską różę, z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Czy aby na pewno nie szkodzi wam rozrzedzone górskie powietrze?
Cztery lata wcześniej, parę kilometrów dalej, w dolinie, świadkami podobnego zdarzenia byli mediolańscy kupcy.
Święta gromadka zatrzymała się na krótką chwilę i chłonęła uroki Aosty. Efiriel pokazał im Mont Blanc i strzelisty wierzchołek Matterhornu.
Namiestnik Syrii, Kwiryniusz powiedział w zadumie:
– Jezus jest jak tęcza.
Mówił na tyle cicho, że jego słowa nie zostały skomentowane, a być może inni po prostu poprzez ciszę chcieli spotęgować ich moc. Jedynie Elisabet zbliżyła się do namiestnika i zapytała:
– Dlaczego powiedziałeś, że Jezus jest jak tęcza?
– Kiedy po deszczu zza chmur wyłania się słońce i na niebie mieni się tęcza, ma się takie wrażenie, jakby pojawiła się cząstka Jezusa. Był On niczym tęcza rozpięta między niebem a ziemią.
Josza podniósł kij pastuszy i uderzył nim mocno o kamień, aż w okolicznych górach rozbrzmiało echo.
– Do Betlejem! – zawołał. – Do Betlejem!
Nie minęło dużo czasu, gdy znaleźli się na równinie Po, żyznych ziemiach leżących nad rzeką o te same nazwie. Efiriel zadecydował, że ruszą teraz z jej biegiem. I pospieszyli brzegiem Po aż do miejsca, w którym łączyła się z inną rzeką, Ticino, nie opodal Pawii. Efiriel powiedział, że na zegarku jest rok 904 i w Pawii znajduje się słynna na całą Europę szkoła wyższa.
Jakub wskazał na tratwę leżącą na brzegu rzeki i powiedział:
– Pożyczymy ją.
Pielgrzymi wskoczyli na pokład.
Kiedy mieli odbijać od brzegu zbliżył się do nich jakiś mężczyzna z owieczką na rękach.
– Przyjmijcie moją szczerą ofiarę! – zawołał.
Tym sposobem stadko liczyło teraz sześć owieczek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 1:13, 14 Gru 2007    Temat postu: 14 grudnia

14 grudnia


Pod koniec wieku dziewiątego sunie rzeką Po ku Adriatykowi przedziwna tratwa. Stoi na niej stadko owiec, które beczą żałośnie. Baranek kręci się to tu, to tam, podzwaniając dzwoneczkiem na szyi. Dwóch pasterzy uspokaja trzódkę, by podróżni nie powpadali do wody.
Dwaj mędrcy, rozglądając się dookoła, wygłaszają mądre uwagi o pięknie mijanego krajobrazu. Po długiej wymianie zdań o dobrodziejstwie pomarańczy i daktyli zgadzają się, że Bóg nie mógł stworzyć lepszego świata – w każdym razie nie w sześć dni.
Z tyłu mężczyzna w rzymskiej szacie steruje tratwą i rozmawia z małą dziewczynką. Ale najbardziej w oczy rzucają się dwa anioły, trzepocą skrzydłami, by tratwa nie wpadła na mieliznę.
Raz po raz aniołek Umuriel głośno wychwala piękno mijanej przyrody.
– Ach, jak cudnie! – wykrzykuje. – Sama wspaniałość i radość. Jest dokładnie jak piątego dnia, kiedy Bóg popatrzył na swe dzieło i widział, że jest niesamowicie dobre.
Czasem ktoś ich dostrzega z lądu, ale tylko na sekundę, bo żeglując rzeką Po, żeglują jednocześnie przez historię. Przemierzają rzekę czasu. Ilekroć jakieś dziecko chce pokazać rodzicom dziwna tratwę, nim zdąży wyciągnąć palec, już dawno jej nie ma.
A więc to tylko lustrzane odbicie?
Wkrótce Josza wskazał na brzeg.
– Tam przybijemy.
Kwiryniusz skierował tratwę ku lądowi, w czym pomagały mu anioły, żwawo machając skrzydłami. Kiedy Josza swoim kijem pastuszym przyciągnął tratwę do drzewa, Efiriel znów przestrzegł Umuriela.
– Raz na zawsze wbij sobie do głowy, że jeśli spotkamy jakiegoś człowieka, masz powiedzieć „nie lękaj się” jak najłagodniej, żeby go nie wystraszyć.
Dwunożni, czworonożni i skrzydlaci pielgrzymi zeszli z tratwy.
Miasta nie są duże w owych czasach, wkrótce zbliżyli się do jednego z największych. Efiriel wyjaśnił, że to Padwa.
Kiedy mieli przekroczyć bramę miasta, zauważyli mężczyznę w niebieskiej szacie. Siedział na kamieniu z głową opartą na rękach.
Umuriel podfrunął do niego, przemówił wisząc w powietrzu:
– Nie lękaj się i nie drżyj. Na imię mam Umuriel, jestem jednym z aniołów Pańskich i znalazłem się tutaj w świętej sprawie.
Słowa anioła wyraźnie odnosiły skutek, bo mężczyzna nie zląkł się ani trochę. Jedynie podniósł się i podszedł do nich.
– Wobec tego jesteś jednym z nas - obwieścił Efiriel.
Mężczyzna uścisnął dłoń Elisabet.
– Jestem Izaak, pasterz, pójdę z wami.
Łatwiej im teraz było zapanować nad owieczkami. Za stadkiem biegli trzej pasterze, dwaj święci królowie, dwa anioły, namiestnik Syrii i jedna dziewczynka z Norwegii. Było ich w sumie piętnaścioro.
Gdy znaleźli się za murami Padwy, przystanęli przed niewielkim klasztorem.
– Miło znów zobaczyć rzymskie miasto – ucieszył się Kwiryniusz. – Ciekawe, kto jest teraz cesarzem.
Efiriel popatrzył na zegarek.
– Jest rok 800 po Chrystusie. W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia Karol Wielki będzie koronowany w Rzymie na cesarza.
– Niedługo rozpocznie się nowe stulecie – powiedział pastuszek Josza i uderzył kijem w klasztorny mur. – Do Betlejem! Do Betlejem!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bazakbal




Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 1:38, 15 Gru 2007    Temat postu: 15 grudnia

15 grudnia
Sześć owiec, trzech pastuszków, dwóch mędrców, dwa anioły, namiestnik Syrii i mała dziewczynka z Norwegii znaleźli się nad Laguną Wenecką nad Adriatykiem.
Zatrzymali się na niewielkim wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na liczne wysepki połączone mostami. Znajdowały się na nich budynki mieszkalne, gdzieniegdzie kościoły. Wszędzie kręciły się małe łódki rybackie.
– Na zegarku jest rok 797 po Chrystusie – powiedział Efiriel. – Niedługo sto osiemnaście wysepek będzie nosiło nazwę Wenecja. Wenecjanie schronili się tutaj przed piratami morskimi i barbarzyńcami.
– Nie widzę ani jednej gondoli – zdziwiła się Elisabet. – Sądziłam, że będzie więcej mostów.
Anioł uśmiechnął się.
– Nie zapominaj, że jest rok 797, a ludzie mieszkają tu ledwie od paruset lat. Ale niedługo Wenecja się tak zaludni, że trudno będzie rozpoznać jedną wysepkę od drugiej.
Gdy stali, podziwiając okolice, nadpłynęła mała płaskodenna łódeczka. W jednej połowie była wyładowana solą, a w drugiej kłębiły się owce.
Na widok pielgrzymów sternik przesłonił ramieniem oczy, cofnął się o krok, straciwszy równowagę wpadł do wody.
– On się topi! – krzyknęła Elisabet. – Musimy go ratować.
Efiriel pospieszył z pomocą. Uniósł się z gracją nad wodą, chwycił mężczyznę i przeniósł go na brzeg. Chwilę później wyciągnął na brzeg jego łódź. Mężczyzna pluł i kasłał, w końcu złapał oddech i powiedział:
– Gratie, gratie...
– Nie lękaj się – powiedział aksamitnym głosem Umuriel. – I nie drżyj. Nie powinieneś jednak przebywać na wodzie sam, skoro nie umiesz pływać. Nie zawsze w pobliżu znajdzie się jakiś anioł. Jesteśmy tutaj całkiem wyjątkowo.
Tymczasem mężczyzna wstał, podszedł do swej łódki, po chwili wrócił z jagnięciem na rękach.
– Agnus Dei – powiedział, co oznaczało „ Baranek Boży”.
Jagniątko dołączyło do stadka, Josza uderzył kijem w ziemię.
– Do Betlejem! Do Betlejem!
Ruszyli. Z przodu mknął Umuriel, za nim biegło siedem owieczek, trzech pastuszków, dwóch mędrców, Kwiryniusz, Elisabet i Efiriel.
Pielgrzymi przecięli Triest. Droga wiodła przez Chorwację.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Klasyków Strona Główna -> Pogadanki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin